wtorek, 25 maja 2021

"Szmira" Charles Bukowski

 "Szmira" Bukowskiego to nietypowa książka, będąca pastiszem stylów występujących w prasie brukowej. Przedstawia losy prywatnego detektywa, Nicka Belane'a. Na samym początku powieści do bohatera przychodzi trójka klientów, każdy z innym zadaniem. Osią lektury stają się działania detektywa na rzecz rozwiązania zadanych zleceń. 

Ta książka wywołuje u mnie bardzo wiele sprzecznych odczuć. Z jednej strony staram się pamiętać o tym, że miała nawiązywać do kultury pulpu, o czym świadczy sam tytuł (w oryginale brzmi on: "Pulp"). To znaczy, że powieść związana jest z literaturą popularną, a także czerpie z filmu Quentina Tarantino "Pulp Fiction". Z drugiej strony nie wydaje mi się, by ta poza mogła faktycznie uratować powieść w moich oczach. 

Fabuła jest stereotypowa i przewidywalna. Wszystkie elementy zaskoczenia są małymi światełkami, które zaraz giną w odmętach książki. Spodziewałam się tego, że powieść nie będzie wybitnie oryginalna, jednak oczekiwałam, że zachowa pewien poziom, że rozwiązywane zagadki w jakiś niezwykły sposób połączą się ze sobą lub autorowi uda się stworzyć niesamowity punkt kulminacyjny. Nie było tak. Wszystkie elementy fabuły rozwiązywały się same, stawały się prozaiczne. Pisarzowi w jakiś sposób udało się sprawić, że nawet najdziwniejsze sytuacje nie robiły na mnie wrażenia. Zdarzyło mi się pary razy uśmiechnąć delikatnie, ponieważ coś w książce przyciągnęło moją uwagę, jednak były to sporadyczne sytuacje, niknące w ogólnym wrażeniu wywołanym przez powieść. 

Jednym z moich największych zarzutów wobec książki jest sposób w jaki została napisana. Jest zbudowana głównie z dialogów i krótkich, okolicznościowych opisów. Na początku przypadło mi to do gustu, bo pozwalało na szybkie czytanie, jednak prędko dostrzegłam wady takiej formy. Po pierwsze utrudniało to wyobrażenie sobie świata przedstawionego - brak szczegółów uniemożliwiał pogłębienie charakterystyki bohaterów. Po drugie, żadna z opisywanych sytuacji nie mogła przez to zapaść w pamięć. W mojej wyobraźni były to tylko szkice, ciągle tak samo nieprawdopodobne i zachowujące małą wagę. Przez to, że autor nie skupiał się na budowaniu atmosfery, tylko starał się jak najszybciej przedstawić wszystkie elementy akcji, stworzył coś, co dla mnie jest okropnie podobne do listy na zakupy. Uważam, że trochę "odbębnił" zadanie, jakim było napisanie "Szmiry". Ta książka nie daje mi poczucia dzieła przemyślanego ani skończonego. Każdy wątek, dialog, postać można by bez problemu poszerzyć i pogłębić. Wtedy też łatwiej byłoby mi napisać na jej temat recenzję - teraz analizuję coś, co właściwie jest szkieletem niezbyt dobrej powieści. 

Tak płytkie utworzenie świata przedstawionego prowadzi do jeszcze jednej, bardzo negatywnej rzeczy. Postaci są tak niecharakterystyczne, iż zlewają się ze sobą i równie dobrze mogłyby być jedną osobą. W konsekwencji tak naprawdę mogłaby być tylko jedna postać kobieca (skoro i tak wszystkie opisane kobiety, które grają jakąś rolę w fabule są seksownymi, młodymi dziewczynami o niesamowitym ciele) i jedna postać męska (wszyscy mężczyźni to starsi, zaniedbani, obleśni faceci). Ten układ bohaterów jest bardzo niekorzystny również ze względu na stereotypowe role, które każdy z nich przybiera. W wyniku tego nie czułam się zbyt dobrze czytając tę książkę. Właściwie czułam się bardzo niekomfortowo, kiedy kolejny stary facet interesował się kobietą tylko ze względu na jej wygląd. Szczególnie, że nawet gdy bohaterka odgrywała ważną rolę, to najłatwiej było zapamiętać ją poprzez jej fizyczność i ostatecznie przez większość czasu tylko do tego się sprowadzała. 

Niestety, główny bohater głównie zajmował się interesowaniem się młodszymi kobietami, piciem i leniwymi próbami rozwiązania zleceń. Przez to jawi się jako dość obleśny człowiek o rubasznym i wulgarnym sposobie bycia. Nie jest łatwo go lubić. Jest niemiły, prostacki i właściwie nie ma żadnej cechy, która sprawiłaby, bym chciała go spotkać. A zazwyczaj po przeczytaniu książki jestem na tyle przywiązana do bohaterów, by chcieć spotkać ich znowu (chociażby czytając daną książkę po raz kolejny). W tym wypadku tak nie było, raczej poczułam ulgę, gdy zbliżałam się do końca lektury. 

Nick Belane miał jedną cechę, która mnie nurtuje. Często wplatał między dialogi, opisy krótkie przemyślenia o fatalistycznym wydźwięku. W konsekwencji między zupełnie niezwiązanymi ze śmiercią sytuacjami, pojawiały się myśli o śmierci właśnie lub też o bezsensie życia. Były one oderwane od fabuły, nieprzystające do niczego i stanowiły raczej odzwierciedlenie stanu autora niż próbę dodania głębi powieści. 

Innym odpychającym elementem fabuły jest jej obsceniczność i wulgarność, dostrzegalna we wszystkich kontaktach bohaterów, wybijająca się w opisach i przemyśleniach głównego bohatera. Każda sytuacja wydawała się brudna, brutalna. Autor nie szczędził niepochlebnych opisów świadczących o pijaństwie Belane'a, wdawał się w niepotrzebne szczegóły, gdy rozlewała się krew. Nie dość, że w książce nie było pozytywnych elementów, to Bukowski wyolbrzymił negatywne sytuacje na tyle, by to one stały się najważniejsze, by przyciągały uwagę. 

To, co jest dla mnie ciekawe, to fakt, że główny bohater został w pewnym momencie nazwany "ostatnim reliktem starego Hollywood, prawdziwego Hollywood". Muszę zauważyć, że w takim razie to "stare Hollywood" nie jawi się raczej jako miejsce, które powinno kiedykolwiek istnieć.

"Szmira" była dla mnie dużym rozczarowaniem i zniechęciła mnie do Bukowskiego. Wydaje mi się, że miała przedstawiać coś, czego nie ma i nigdy nie było. Można doszukiwać się w niej wartości, ale ja jej nie widzę. Uważam, że przewrotna dedykacja dla złego pisarstwa, którą autor zamieszcza w książce zemściła się na nim i sprawiła, że także jego utwór można zaliczyć do tej kategorii.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz